piątek, 5 grudnia 2008

S. Żadan
Czerwony Elvis
(socjalistyczne natroje wśród gospodyń domowych)


Warhol, Red Elvis (book version: Elvis I and II), Pop Art
Originally uploaded by benne_m




Przekład własny z j. ukraińskiego

Jak schudnąć bez diety

Każda gospodyni domowa, włączona w walkę społeczną, ma pamiętać o trzech rzeczach. Po pierwsze, samoorganizacja. Samoorganizacja gospodyń domowych przewiduje przede wszystkim pokonanie izolacji społecznej jako takiej. Oto gospodyni domowa wychodzi z domu i myśli: och, ta moja społeczna izolacja, to moje wyłączenie z walki, cóż ja mogę z tym zrobić, jestem samotną ciężarną gospodynią domową, moja społeczna izolacja dobija mnie, staję się po prostu zakładniczką okoliczności, tak myśli, i popełnia pierwszy błąd. Główni wrogowie gospodyni domowej: menadżerowie, agenci reklamy i pracownicy samorządowi pilnują każdego jej kroku, są już gotowi przechwycić ją, kontrolują jej aktywność społeczną, myśląc- oto ona, ta szatańska gospodyni domowa, z jej szatańską izolacją społeczną, co ona sobie myśli, co ona, kurwa, sobie myśli, myśli, że my za nią rozwiążemy jej problem wyłączenia z walki, ma zamiar przerzucić na nas ten problem. Myśli sobie, że wszyscy menadżerowie i agenci reklamy, wszyscy pracownicy naszego, kurwa, samorządu, zaraz rzucą się rozwiązywać jej socjalne problemy, tak? No, to się myli, mówią menadżerowie, tak, głęboko się myli, i oto czemu.

I zatrzymują ją i zaczynają mówić mniej więcej tak: mum, mówią, zaznajomiliśmy się z twoim problemem, tak, mum, opracowaliśmy wszystkie warianty, ale sorry, mum, nic z tego nie wyjdzie, obawiamy się, że nie zdołamy rozwiązać twojego problemu, właśnie tak, mum.

I wtedy ona, samotna gospodyni domowa, mówi sobie, no, wiedziałam, wiedziałam, że tak się wszystko obróci, ten problem tkwi w mojej izolacji, w moim, kurwa, wyłączeniu z walki, w tym tkwi cały ten problem, tak, mają rację, ci szaleni pracownicy samorządu, oni niezaprzeczalnie mają rację, no dokąd mi iść z moją izolacją, z moim toksycznym zatruciem, dokąd?

Ale stop. To, o czym ci mówią, ma i swoją drugą stronę. Popatrz- widzisz go? To menadżer. Ma trzydzieści lat. Ma brak perspektyw w tym biznesie i problemy z samoidentyfikacją. Inaczej mówiąc, jest gejem, rozumiesz, jest pedałem, powtarzaj, no już, powtarzaj - pe-dał, zuch. No, jeszcze raz, kto to? Menadżer. Tak, ale przede wszystkim, kim jest? Pe-da-łem. Głośniej! Pedałem. Jeszcze głośniej!!! Pedał! To pedał! To menadżer-pedał! Wszyscy menadżerowie - to pedały! I wszyscy agenci reklamy - też pedały! Pedały, i sucze dzieci, dodamy od siebie! Tak, pedały i sucze dzieci. Wszyscy menadżerowie i agenci reklamy - pedały i sucze dzieci! A już nie mówię o samorządowych pracownikach!
Zuch. Ot co nazywa się samoorganizacją.

Po drugie. Każda porządna gospodyni domowa powinna pamiętać o solidarności. O solidarności. Powtórz! O so-li-dar-noś-ci! Dokładnie, o solidarności. Kto jest twoim wrogiem? Pedały i sucze dzieci! Dobrze, i jeszcze pracownicy samorządu. Kto jest twoim przyjacielem? Nie wiesz, kto jest twoim przyjacielem? Każda porządna gospodyni domowa jest solidarna z zawodowymi kolektywami kołchozów, sowchozów, eksperymentalnych gospodarstw, a także z pracownikami ciężkiego, węglowego i maszynowego przemysłu. Powtórz! Maszynowego. Tak, maszynowego. Każda gospodyni domowa, aktywnie włączona w walkę, odczuwa braterskie ramię pracowników przemysłu maszynowego. I eksperymentalnych gospodarstw. Tak, dobrze - i eksperymentalnych gospodarstw. Pokonanie twojej izolacji społecznej jest bezpośrednio powiązane z solidarnością z zawodowymi kolektywami eksperymentalnych gospodarstw. Czy to rozumiesz? Tak. I oni to rozumieją, te sucze dzieci, oni też wspaniale to rozumieją. Dlatego cała ich działalność skierowana jest przeciwko ciężkiemu, a przede wszystkim przeciw maszynowemu przemysłowi. Menadżerowie kontrolują cię, czujesz to? Czuję. Co czujesz? Menadżerowie kontrolują mnie. Kontrolują moje czyny, moje rachunki, moje finanse, kontrolują mój seks. Jaki seks? Jesteś samotną ciężarną gospodynią domową! Okey, seksu nie kontrolują, kontrolują moje kanały finansowe, moje wkłady kapitałowe, moje podatki, moje opłaty komunalne, moją izolację społeczną, moje włączenie w walkę, moją solidarność ze wszystkimi pracownikami ciężkiego i wszystkimi pracownikami maszynowego przemysłu, kontrolują moje telefoniczne rozmowy, moje żywienie, moje samopoczucie, moje zdrowie, moje jazdy na haju, moje sny, moje codzienne notatki, moją ciążę. Kto kontroluje twoją ciążę? Sucze dzieci. Prawidłowo, kim oni są? To menadżerowie. I jeszcze? Agenci reklamy i samorządowi pracownicy. Właśnie tak- samorządowi. Ale po co im moja ciąża?

I ostatnie, trzecie. Każda gospodyni domowa musi pamiętać o zasadach bezpieczeństwa przeciwpożarowego. Nic nie kosztuje tyle, co zaniedbanie zasad bezpieczeństwa przeciwpożarowego. Codziennie w kraju ginie prawie siedemdziesiąt samotnych gospodyń domowych. To bardzo dużo. Przyczyną tego jest niedbałość, nieuwaga, a przede wszystkim- nadmierna izolacja społeczna gospodyń domowych, ich niewłączenie się w walkę, właśnie ona zazwyczaj prowadzi do fatalnych skutków. Przede wszystkim- gaz. Gaz- najbardziej efektowny sposób walki z twoją izolacją. System przykręca ci kurki, starając się całkowicie przejąć kontrolę nad tobą, system trzyma jedną rękę na kurku, a drugą ręką, co on robi drugą ręką, czy wiesz, co on robi drugą ręką? Nie? A chcesz się dowiedzieć? Tak. Na pewno chcesz? Tak, chcę. Powiedz - ja chcę wiedzieć, co system robi drugą ręką wtedy, kiedy pierwszą przykręca mi kurki. Ja chcę wiedzieć, co robi system drugą ręką wtedy, gdy pierwszą przykręca mi kurki. Słuchaj: system- to jednoręki bandyta! To jednoręki bandyta, stworzony po to, aby wyciągać od ciebie szmal. Żeby wyciągać szmal i kontrolować każdy twój krok. To jednoręki bandyta, stworzony do wywierania totalnej presji. Jednym słowem- drugiej ręki nie ma. Wszystko, koniec.

Jak urządzić niezapomnianą korporacyjną imprezę

I oto menadżerowie zbierają się po ciężkim roboczym dniu w barze, tłuści, ciężcy i nieruchawi, menadżerowie średniego szczebla, tłoczą się w barze, jak foki, biją płetwami i wydają ostre przenikliwe dźwięki, przekrzykują grające szafy i ocierają się koło karaoke, mkną, plaskają po podłodze swoimi płetwami, do kibla, ho-ho, mówią jeden do drugiego, dobrze, że się tu zebraliśmy, my- menadżerowie średniego szczebla, zawsze mamy o czym porozmawiać po ciężkim roboczym dniu, hej, przyjaciele - mówią jeden do drugiego - o czym porozmawiamy dzisiaj? O rugby czy o babach? Do dupy rugby, wyraża sprzeciw część menadżerów, machając płetwami! Gadajmy o babach! Tak, tak, ożywia się reszta menadżerów, gadajmy, gadajmy. I nawet ci, których wsysło do kibla, mkną z powrotem, bijąc płetwami po podłodze. No to co, gadamy o babach? - jeszcze raz dopytuje się tata- foka. Tak-tak, jeszcze raz, drugi raz w ciągu chwili ożywiają się menadżerowie. I wtedy tata- foka mówi do nich tak:

Joł, - mówi on, - joł, przyjaciele, co wy mi tu gadacie, jakie baby? - mówi on, - o czym wy mówicie, ja wiem o babach wszystko, i mogę wam opowiedzieć. Bo wiem o babach wszystko. I wiecie, czemu wiem o nich wszystko? Bo patrze na babę i już wiem, czego ona chce, zawsze wiem, czego ona chce. Joł! I oto przytrafia mi się taka historia - zachodzę do sąsiedniego baru, zawsze wiem, czego chcę, znacie mnie, i podchodzę do barmana i tak mu mówię - joł, chłopcze, dla mnie jak zawsze, w porządku? Co - jak zawsze - nie rozumie mnie młokos. No, ale mnie tym nie wzruszysz, ja wiem, co co cho w tym życiu. No i mu mówię, znaczy tak, chłopcze, dla mnie jak zawsze mój ulubiony zajebisty sandwich z szynką. Łał, - zawodzą jednym głosem menadżerowie i zachwyceni biją płetwami po podłodze. Aha, - kontynuuje, - właśnie tak, joł, wy przecież mnie znacie, właśnie tak. I tu ten skurwysyn mówi mi - człowieku, mówi, człowieku, kto to widział, żeby w striptiz- barach serwowali sandwiche z szynką? Ale ja wiem, co do czego, mnie tak łatwo nie spławisz, na to mu odpowiadam: widzę, - mówię, chłopcze, że wiesz swoje, no cóż, niech będzie, myślisz, że jesteś najmądrzejszy, masz zamiar tak ot chwycić mnie za jaja, myślisz, ty taki mądrala, - i tu do mnie podchodzi baba... Baba!- wyją menadżerowie i nerwowo trą płetwami, aha, baba! - zwycięsko mówi tata,- tak-tak, przyjaciele, baba, no znacie mnie, ja takim nie odpuszczam, co, kiciu, mówię, co ty robisz w tym chlewie? Ogólnie to,- mówi ona, - ja tu pracuję, ale jeśli chcesz, możesz ugościć mnie czymś, ależ, mówię, oczywiście, co tu za porządki, widzę, mojego sandwicha i tak nie przyniosą, ale w porządku, mała, czego się napijesz? Pić będę, - mówi ona,- i jeśli nie jesteś ostatnim frajerem, to mi postawisz. No, mi dwa razy powtarzać nie trzeba, mówię do barmana: chłopcze, mówię, do diabła z tobą, zrób wszystko, czego zachce moja dziewczynka, okey? Okey, mówi ten skurwysyn, okey, i do niej: dla ciebie co, mówi, Mania, znowu wódy? Wódy,- zachłystują się zachwyceni menadżerowie. Aha- wódy. Właśnie tak. I oto patrzę jak ten skurwysyn kręci się naokoło mojej dziewczynki, i mówię, co, mała, byłoby nieźle się przesiąść. I oto przesiadamy się, i ona mi mówi: ty,- mówi ona,- ja widzę, dobry z ciebie tatko, aha,- mówię,- joł, ty mnie jeszcze nie znasz, i wtedy ona dotyka mojej płetwy. O! o! o! - zawodzą menadżerowie. Tak, tak - dotyka mojej płetwy, i jej ręka schodzi niżej i niżej. Niżej! Niżej! - skandują menadżerowie. Tak- coraz niżej i niżej, aż do chwili, kiedy niżej po prostu nie ma dokąd. Nie ma? - zachłystują się menadżerowie. Tak, kiedy niżej już nie ma dokąd, ona nagle podnosi głowę i mówi: słuchaj, mówi ona, u ciebie co- w ogóle nigdy nie stoi? A! a! a! - żwawo stękają oczarowani menadżerowie. - I oto moja historia o babach, przyjaciele! - zwycięsko wykrzykuje tata- foka, i tu już wszyscy menadżerowie średniego szczebla podrywają się ze swoich miejsc i rzucają się do baru po nowy alkohol, ktoś do karaoke, bić płetwami, ktoś po prostu biegnie do kibla, nie wytrzymując tego nieskończonego i wszechogarniającego haju, i zaczyna usypywać prosto na umywalce niekończące się śnieżnobiałe ścieżki i przesuwa się po tych ścieżkach, wciągając w siebie magiczne kryształy ciężkiego roboczego dnia, i jako ostatni wbiega zupełnie młody menadżer, syn pułku średniego szczebla, i on też plaska swoimi rączkami, swoimi płetwami- niedorostkami i krzyczy: i mi, przyjaciele-menadżerowie, i mi, mi też dajcie, ale oni mu na to: idź do dupy, koleś, na dzisiaj koniec, wszystkie ścieżki zamknięte, nie! - krzyczy on, - nie! jak to tak, ja też słuchałem tej historii o babach, mnie po prostu zaraz rozerwie, dajcie cokolwiek. - I wtedy stara-mądra foka wysypuje coś ze swojej kieszeni i mówi: hej, synku, spróbuj tego, to cię sponiewiera. Co to? - lęka się syn pułku. Proszek, - mówi foka. jaki proszek? - pyta ponownie syn pułku. Do prania. No, synku, to twój pierwszy proszek do prania. Zaraz się zrzygasz. Syn pułku podchodzi do umywalki i myśli: zaraz się zrzygam. I menadżerowie patrzą na niego, przykrywszy się płetwami, i myślą: o, zaraz się zrzyga, zrzyga się. I stara-mądra foka-pedał popycha go w stronę umywalki i czule szepce: no, bejbe, dalej - zaraz się zrzygasz. I on schyla się nad umywalką i ostro wciąga w siebie wszystko, co widzi.
I tu rzyga.

I oto gospodyni domowa przychodzi do oddziału pomocy społecznej i myśli: och, myśli, jestem samotną ciężarną gospodynią domową, na cóż mogę liczyć? Rzecz jasna, nikt mi nie pomoże, nie otrzymam żadnej takiej społecznej pomocy, kto by mi jej udzielił - tej społecznej pomocy, wszystkie drzwi są dla mnie zamknięte i każdy urzędnik myśli tylko, jak mnie ujebać. I tu ona widzi jego, och, myśli, no, tak, oczywiście, może ten sympatyczny młody urzędnik da radę mi pomóc, widać, że system jeszcze nie wycisnął z niego resztki człowieczeństwa, kto wie, może zostało w nim jeszcze coś żywego, możliwe, on też miał mamę, możliwe, ona też kiedyś była w ciąży, no, jasne - na pewno kiedyś była w ciąży, z tym oto wcześniaczkiem, do niego też i pójdę. I podchodzi do niego i mówi: och, synku, sam bóg mi cię zesłał. Kto zesłał? - nie rozumie urzędnik. Tak-tak, synku, przecież wiem, właśnie ciebie mi trzeba. W końcu u ciebie też jest mama. Mama? - nie rozumie urzędnik. No, tak, dobrze, - mówi gospodyni domowa, -powiem ci jak rodzonemu - jestem gospodynią domową, samotną ciężarną gospodynią domową, rozumiesz, synku, przytarabaniłam się tu nie ot tak, ja po swoją społeczną zapomogę, i jeśli ty, wcześniaczku, tu siedzisz, to widocznie odpowiadasz za pomoc społeczną dla samotnych ciężarnych gospodyń domowych. A on jej na to mówi: znaczy tak, mum, wszystko jasne, chodźmy, będziemy rozwiązywać twój problem. Oto, synku,- mówi ona,- ciebie mi rzeczywiście sam bóg zesłał. Mum,- odpowiada on na to,- nikt mnie nigdzie nie zsyłał. W porządku? W porządku,- mówi ona z niezadowoleniem. - To jak tam będzie z moją społeczną dopomogą? Znaczy, tak,- mówi urzędnik,- z dopomogą. Bierzmy się za rozwiązywanie twojego problemu. No, bierzmy się,- nie zaprzecza ona. Znaczy, tak- mówi on,- znaczy, jesteś samotną ciężarną gospodynią domową? Samotną synku,- odpowiada ona. I przyszłaś do naszego oddziału? - ciągnie on. Przyszłam, synku,- odpowiada ona. I tobie potrzebna pomoc społeczna? - uściśla on na wszelki wypadek. Yes, synku, yes,- przytakuje ona,- pomoc społeczna. A my nie udzielimy ci pomocy społecznej, mówi on i wychodzi z gabinetu. Fuck,- mówi ona i wychodzi w ślad za nim.

I oto on nerwowo wchodzi do kibla, suka, myśli, ot suka, samotna ciężarna suka, jakże ona mnie dorwała, jakże one wszystkie mnie dorwały z tą swoją społeczną zapomogą, po prostu dorwały, wszystkie te samotne ciężarne gospodynie domowe. U mnie też była mama, i ona też, oczywiście, była w ciąży, no, jasne, że była, w końcu siedzę tu teraz z rolką w ręce, jasne, że była w ciąży i co - chodziła prosić o zapomogę społeczną? Tak, chodziła! I co- ktoś jej dał? Tak, dali! I nic mi teraz do tych ich zapomóg, też mi ciężarna,- mówi i zaczyna myć ręce,- ciężarna, zachowuje się, jakby zamierzała urodzić Elvisa Presleya. Suka, gdzie mydło? - rozgląda się po pokoju. - Chociaż ręce bym sobie mógł umyć, suka? Gdzie mydło? Albo chociaż proszek do prania. I nagle przypomina sobie wczorajszy proszek.
I tu znowu rzyga.

Jak zachować rodzinne zacisze

Każda gospodyni domowa chce zostać mamą Elvisa. Obywatelski status mamy Elvisa sam z siebie daje znaczną przewagę. Przede wszystkim, problem społecznej adaptacji. System pasuje przy mamie Elvisa. Gospodyni domowa przychodzi do swojego banku kredytowego i mówi: okey, mówi ona, jestem mamą Elvisa, gdzie mogę znaleźć kierownika departamentu od kontaktu z obywatelami? Znaczy tak, synku, mówi do naczelnika departamentu, posłuchaj mnie uważnie - jestem starą samotną gospodynią domową, możliwe, coś w swoim życiu robiłam nie tak, możliwe, nie jestem zbyt włączona w walkę, ale do diabła, synku, mój Elvis, mój mały, on wie co robić, i oto co wam powiem - takiego gówna, jak w waszym banku kredytowym, dawno nie widziałam. A ja w swoim życiu, do urodzenia Elvisa, rzecz jasna, widziałam tyle gówna, że sobie wyobrazić nie możesz. I z tymi słowami zostawia naczelnika departamentu sam na sam z problemami samoidentyfikacji. Mama Elvisa przychodzi na giełdę i mówi: och, mówi, i tu to samo, i tu to samo gówno, posłuchajcie, krzyczy do brokerów i maklerów, wy - sucze dzieci, a ja jestem mamą Elvisa i obym zdechła, jeśli widziałam gdziekolwiek takich przegrańców, takich dyndyfiutów, jak wy! Co ty, mum, próbują ratować sytuację maklerzy, jesteśmy całkiem normalnymi kolesiami, znamy twojego Elvisa, jaki problem, mum? Problem w tym, mówi im mama Elvisa, że jesteście dyndyfiutami, i niech mnie diabeł porwie, jeśli teraz mówię nieprawdę. Po prostu chciałam wam powiedzieć: wy dyndyfiuty!, nic osobistego.

Elwis przychodzi po to, żeby rozwiązać problem z twoim ubezpieczeniem. Elvis mówi ci: kapitalizm nie jest w stanie odebrać nam najważniejszego- naszego poczucia samoorganizacji. I solidarności. Moja mama, mówi Elvis, prosta samotna gospodyni domowa, nauczyła mnie najważniejszego: system zawsze trzyma rękę na kurku! System zawsze kontroluje poziom gazu w rurociągu. Wtedy, kiedy ty walczysz o swoje przeżycie, on przykręca zawory. Wtedy, kiedy ty próbujesz zrobić coś ze swoim ubezpieczeniem, on reguluje siłę ciśnienia. Właśnie wtedy, kiedy ty zajmujesz się samoorganizacją, system trzyma swoją dłoń na tym diabelskim kurku. I kiedy on trzyma jedną jedną rękę na kurku, wiecie, co robi drugą ręką, czy wiecie, co on wówczas robi drugą ręką? Nie? A chcecie się dowiedzieć? Tak. Na pewno chcecie? Tak, chcemy. Powiedzcie - my chcemy wiedzieć, co system robi drugą ręką wtedy, kiedy tą pierwszą przykręca nam kurki. My chcemy wiedzieć, co system robi drugą ręką wtedy, kiedy tą pierwszą przykręca nam kurki. Drugą ręką wali sobie konia!

Mama Elvisa przychodzi do domu, znajduje pośrodku pokoju kupę pustych puszek po piwie, znajduje w wannie samego Elvisa, który śpi w ciepłej wodzie, znajduje jego portfel, jego kowbojskie buty, jego zasraną ekologiczno-czystą odzież, całą we krwi i flakach młodych menadżerów i agentów reklamy, och, Elvisie, mówi, mój lekkomyślny maluchu, mój niesamowity Elvisie, w białym ubraniu i wojskowej spodniej bieliźnie, mój ulubieńcu, słońce mego życia, cóż się tak napierdoliłeś, Elvisie, cóż się tak naprułeś, że śpisz teraz tak po prostu w wannie, wprost w swojej wojskowej spodniej bieliźnie. Och, Elvisie, mówi, system walczy z nami wszystkimi możliwymi sposobami, system zna wszystkie nasze słabe punkty. Wszystko prawidłowo, Elvisie, system- to dwuręki bandyta, i dopóki jedną swoją dłoń trzyma na kurkach, drugą wali konia. Przy czym wali konia, Elvisie, tobie.

Jak odmówić agentowi reklamy

Agent przychodzi do domu gospodyni domowej i myśli: suczka,- myśli,- suczka, oto teraz siedzi sobie w domu, zamknęła się, planuje wyrzucić mnie, a jakże, myśli - gdzie ten agent, zaraz go wyrzucę, zaraz coś u mnie wygrzebie, dobrze się przygotowałam, zaraz go obowiązkowo wyrzucę, tylko przyjdę do niej, od razu zacznie mnie wyrzucać, zacznie mówić o służbach społecznych, o ubezpieczeniu, o mężczyznach, zacznie zamęczać mnie swoimi mężczyznami, myśli, że jeśli jestem agentem reklamy, znaczy to, że można mi opowiadać o swoich mężczyznach, ja już znam te suczki, wiem, o czym ona będzie mówić, o swoich mężczyznach, albo o proszku, tak-tak, dokładnie - o proszku, one wszystkie myślą o proszku, o proszku do prania, proszek do prania - ta kokaina dla gospodyń domowych, szczurza trucizna dla ich mężczyzn, ona myśli, że mnie łatwo wyrzucić, ma w dupie, że już skończyłem z narkotykami, że to już trzy miesiące, jak jestem czysty, ma, suczka, to w dupie, zaraz zacznie męczyć mnie swoim proszkiem, swoimi mężczyznami, zacznie mówić mi o służbach społecznych, a to, że jestem trzy miesiące czysty - ma w dupie, jasne, to dla was nie to, co proszek do prania i nie to, co służba społeczna, jakie tu społeczne służby, trzy miesiące, rozumiesz, trzy miesiące, co ty mi wciskasz o swym proszku, myślisz tylko, jak mnie wyrzucić, aha, no już, jestem synem pilota bombowca, mój tata był pilotem bombowca, żebyś wiedziała, więc już, jaki tu u ciebie adres, kurwa, gdzie moje okulary, gdzie moja aktówka, gdzie moje tabletki?

I kiedy podchodzi do jej drzwi, ona myśli: och, myśli, dobrze, że dziś nie ma tego nawiedzonego agenta reklamy, co za koszmar, myśli, ostatniego razu próbował sprzedać mi gaśnice przeciwpożarowe, mówi, mum, takie gaśnice, po prostu cudo, a nie gaśnice, weź od razu trzy, nie - lepiej cztery, nie, mówię ja, po co mi gaśnice, dwie, naciska on, weź chociaż dwie, mum, nie potrzebne mi gaśnice,- mówię,- ja dowierzam służbom społecznym, ot co,- mówi on,- aha,- mówi,- znaczy się służbom społecznym? Ja,- mówi on,- już trzeci miesiąc w tej pracy, i proszę mi nie gadać tych bzdur o służbie społecznej, mój tata, mówi,- jest pilotem bombowca,- i on zawsze brał z sobą jedną parę gaśnic, parę? - nie dowierzam, tak,- mówi,- parę, dwa, zawsze brał ze sobą na bojowe loty dwie gaśnice, panie,- mówię,- na cóż mu dwa? Drugi,- mówi,- dla bezpieczeństwa przeciwpożarowego,- i co teraz?

I oto dzwoni do jej drzwi, i mówi: joł, mum, mówi, dobrze, że cię zastałem, na ulicy, wiesz, tak się dzieje, trzeci miesiąc - tak się dzieje, nawet nie wiem, co myśleć, dobrze wyglądasz, synku,- mówi mu na to, ja nie wyglądam dobrze, mam zatrucie toksynami, życzę zdrowia,- mówi on,- życzę zdrowia, i z tej okazji proponuję zakupić naszą nowinkę, wiem, wszyscy przestali wierzyć w normalną jakość, wszyscy próbują wyrzucić nas - ludzi, którzy dbają o wasz dobrobyt, wszyscy boją się i wierzą tylko tym diabłom, służbom społecznym i myślą tylko o swoim jebanym przez diabły proszku, o tym proszku, o tym proszku, ja wam też powiem, mum, ten proszek, jebany przez diabły proszek, już nie ma co z nim zrobić, no co ty z nim będziesz robić, czyż nie gaśnice będziesz nimi uzbrajać, proszkiem do prania, co, mum?

Ale ona mu na to mówi: posłuchaj, synku, jestem samotną ciężarną gospodynią domową, u mnie wszystko jest, kupiłam sobie gaśnicę, oto ona, czerwona, w kąciku, widzisz, no już, synku, idź sobie z bogiem, mi nie potrzebna jest wasza nowinka, znam ja wasze nowinki, znowu albo tostery przegrzane, albo jakieś aparaty do masażu, mnie nie potrzebne aparaty - mam wszystko, plus zatrucie toksynami, dlatego widzieć cię, synku, jest mi teraz po prostu nieprzyjemnie, i co powiesz?

A on jej na to odpowiada: okey, mum, zrozumiałem, wszystko jasne, mum, tostery ci nie potrzebne, rozumiem - na co ciężarnej gospodyni toster, prawda?
Prawda,- mówi ona.
I na co jej aparaty do masażu z jej zatruciem toksynami, prawda?- naciska on.
Tak, synku, tak.
A jak z gaśnicami?
W kąciku, czerwona.
Tylko proszku więcej, prawda?
Synku, denerwuje się ona,- jakiego proszku, idź sobie z bogiem.
Joł, mum,- ciągnie on,- no, jasne jakiego: do prania proszku, wam przecież, prócz niego, niczego nie trzeba, prawda?
Synku,- prosi ona...
I to, że ja trzeci miesiąc już czysty, nic ci do tego, prawda? Dla ciebie to po prostu nieciekawe, z twoim proszkiem do prania, nieprawdaż? To, że mój tato, pilot bombowca, piętnował kryzys społecznej komunikacji - dla ciebie to zwyczajnie nieciekawe, prawda?
Synku,- pyta ona,- naprawdę jesteś czysty?
Mum,- ciągnie on,- posłuchaj, mum, wiem, że u ciebie w głowie - proszek, ten jebany przez diabły proszek, proszek do prania do waszej nieopisanie wielkiej maszyny do prania, dla tej krowy waszej codzienności, wielkiego rogatego bydła postindustrialnego społeczeństwa. Maszyna do prania, jaką karmicie krwią ofiarną rozszarpanych królików, maszyna, którą obklejacie pornograficznymi pocztówkami, na które wypisujecie faszystowskie hasła - to ona przychodzi do was w nocy do sypialni i trwożliwie stęka nad wami, to ona niszczy wasze zapasy proszku do prania, to ona wyrzuca ze swego wnętrza resztki zwierząt domowych i kawałki odzieży. Aha, mum, właśnie tak - maszyna do prania, to krzesło elektryczne dla middle-class'u, zabija was swoją czarną energetyką, przebija wasze czakry, wiesz, mum, co ona robi, kiedy zaśniesz? Spytaj, spytaj mnie, co ona robi kiedy zaśniesz, mum.

Nie, krzyczy ona, tylko nie maszyna do prania, nie tykaj jej, tylko nie ona.

Joł, mum,- naciska on,- jak to - nie ona? Właśnie ona, któż by inny. Dla kogo kupujesz cały ten proszek do prania?

Tylko nie maszyna do prania, - płacze ona.

Pudła, wielkie kartonowe pudła z proszkiem w środku. Worki proszku, całe worki proszku, dla kogo ty to kupujesz, powiedz, mum?

Nie,- prosi ona,- nie.

Przez wzgląd na jasną pamięć o moim tacie, pilocie bombowca, powiedz, mum.

O, tylko nie to,- jęczy ona.

Powiedz, powiedz mi, mum, co ty z nim robisz, gdzie go upychasz, gdzie ten jebany przez diabły proszek?!

Ale ja nie kupuję proszku do prania! - krzyczy ona.

Jak to nie kupujesz? - nagle zatrzymuje się on.

Nie kupuję! - wyje ona. - I nigdy nie kupowałam! Nigdy! Żadnego proszku do prania!!!

(...)

.

wtorek, 2 grudnia 2008

Dzień


Перехід.
Originally uploaded by spilmane

Dzisiaj napisałam pierwszy od dawna list. Nie jakiś tam e-mail czy pocztówka, tylko prawdziwy najprawdziwszy papierowy, na całe 4 strony a5 moim drobniutkim pismem. Kursywą. Z dorysowaną na bokach papeterią. Tzn kwiatkami i napisami w stylu "a tu jest zajebista papeteria". Nie wiem co w tym było, ale jakoś tak mi fajnie, że wysłałam list. Teraz będę bardzo czekać na odpowiedź, bo tak to zwykle jest.
I to takie zabawne. Nawet nie myślimy o tym co się dzieje z tym listem po drodze. Wrzucamy myśli na papier a za parę dni ktoś to czyta, paczuszka ze słowami, czasem bardzo ważnymi. I dlatego będę bardzo czekać na list powrotny. Choć możliwe, że nigdy nie przyjdzie.

Dzisiaj Kuba mi powiedział, że fajnie by się ze mną szlajało, bo jak mi się otwiera drzwi to mogę przejść pod ręką (podręczna jestem?;-) ). Ogólnie to lubię to że jestem mała. I miłe słowa to były.

I zjadłam dzisiaj babeczkę z budyniem, i ciastko o nazwie "Pszczółka", i kapuśniaczek, i kabaczka, i prince polo, babeczka była super-najprzedniejsza.