czwartek, 18 września 2008

Sańkja














"- Zimno ci? - zapytał, uśmiechając się.
Zamiast odpowiedzieć, gwałtownie się obróciła- ale nie do Saszy, tylko do butelki szampana stojącej na podłodze. Niezdarnie upiła z gwinta kilka łyków. Odstawiła butelkę na podłogę, upadła na plecy i Sasza zobaczył jej szeroko otwarte, zakłopotane oczy i odkrytą, maleńką pierś."
[...]
"Czasem drzemał, ale nigdy nie udawało mu się szybko zasnąć z człowiekiem, który jeszcze pół godziny temu był w istocie całkiem obcy. I nieoczekiwanie stał się krewnym. Być może nie na długo, ale... Sasza tak to odczuwał - że krewnym. Czy można było zasnąć zaraz po czymś takim?"

Zachar Prilepin, "Sańkja", wyd. Czarne '08, przekład K. Wańczyk

niedziela, 7 września 2008

Nie chce poczuć?


Deep in the summer #2
Originally uploaded by cvitnu

On mówi jej, że nie chce poczuć, jak ciepła krew pulsując przepływa przez jej migdałowe nadgarstki. Upiera się, że nie interesuje go poczucie jej języka na swojej opalonej szyi. Próbuje sobie wmówić, że wiosna ukryta w jej uśmiechu mniej go interesuje niż na przykład mroźna zima za oknem. Czyż nie miło byłoby poturlać te wielkie korale po unoszącym się i ciężko opadającym brzuchu? On ciągle- że nie i nie, że te włosy to nie aksamit, że niefajnie w nie wtulać nos, że to żadna przyjemność trzymać w dłoni jej pierś, wymacywać po ciemku linię biodra, wsuwać dłoń między kolana, przypasowywać się do jej okrągłości, oddychać w tym samym rytmie tej samej piosenki tym samym powietrzem tej samej wspólnej nocy na jednym wspólnym środku wspólnego łóżka we wspólnej sypialni.

A ona nie zrażając się niczym leży pod łóżkiem wcinając maliny i bawiąc się połamanymi gwoździami, śpiewa mu, choć on odwrócony i udaje, że wcale nie słucha

Czy nie chcesz pójść ze mną, kochany
poczuć, jak ciepło pulsuje mi nadgarstek
jak dotykam językiem twojej szyi
jak miło pachnie mój dekolt
konwaliami i miodem i mlekiem
i bzyczeniem pszczół i motyli
jak pod moją skórą mrówki budują królestwo miłości
wszystkie po kolei kochają się z królową
więc mi już ciężko trochę, kochany
drżę i czekam na ich wspólny orgazm

Czy nie chcesz pójść ze mną, najdroższy
gdzieś tam w nocy, w sadzie, na pewno znajdzie się
jakaś solidna jabłonka
na którą możemy wejść i cieszyć się sobą
aż pod naszymi spazmami
opadną w trawę
wszystkie dojrzałe jabłka

i nie będziemy widzieć swoich oczu
ale będziemy widzieć księżyc
i nie będziemy czuć swoich zapachów
tylko będziemy czuć wilgotną trawę
sturlamy się z drzewa
i spadniemy w śnieg
późnej jesieni
zaraz obok
niedaleko
zaraz
teraz
tu
.

vision

sobota, 6 września 2008

Żyć znaczy umrzeć


Shadows and some magic
Originally uploaded by re_fantazy

Latem, kiedy nagrzewają się obrączki i paznokcie
na palcach mężczyzn w przydworcowych hotelach,
i w mroku dzieci z nowozbudowanych domów
do serc przyciskają czarne piłki do futbolu

W ciemności, kiedy w winiarniach ulatnia się różowe wino
powolny jak ślimak pociąg do Budapesztu
Zakurzony i kruchy, przejeżdża pod księżycem

Umarłszy pewnego razu, kontynuujesz drogę
nocnymi podwórzami i zauważasz, jak
śmierć trzyma w dłoniach miętowe cukierki
i rozdaje je dzieciom na przydworcowym pustkowiu

Latem, kiedy wywraca się ciepła podszewka życia,
gdy rozbijają się bryki koloru twojej szminki,
z domu wychodzi stary aptekarz,
który leczy wszystkich aspiryną, każdego dnia,
grając ze śmiercią w jakąś nieznaną grę;
życie nie zacznie się bez ciebie- śmieją się kobiety na placu,
żyć znaczy umrzeć- powiedzą ci samotni kurierzy,
którzy przenoszą w plecakach suche niebiosa.

Umarłszy pewnego razu, odchodzisz w cień
i patrzysz jak twoje ciało nieporadnie szuka
ciebie samego wśród źdźbeł gęstej trawy;
umarłszy w samym środku lata,
urwawszy się z lin rozwieszonych przez listonoszy
dusze zmarłych, niczym chwytny krwawnik,
wycinają w powietrzu swoje piony.

Spróbuj, kiedy już będziesz wiedział jak,
spróbuj, wyrwij mnie z nocnego wnętrza kraju,
wyrwij z niewidocznych wyciągów w niebie,
którymi przychodzi do nas miłość.

Kto przeszkodzi, kto wypędzi, dziewczynko,
duchy i owady z twego ciała?
Pod letnim niebem twoja i moja ziemia
Tak mocno pachnie co lato księżycem i bandażami.

... Po śmierci, odszedłszy pół kroku w bok,
widzisz przez szwy w powietrzu
jak tajni kinooperatorzy projektują
na twoje ciało
wielki niebieski kinematograf
żeby w stronę jego światła leciały
dusze zmarłych
i szmaragdowe cienie żuków...


Serhij Żadan,

przekład własny,

wykonanie z Orkiestrą Che

re_fantazy: dziekuję!!! :)

wtorek, 2 września 2008

W stronę zieleni


Ombre verdi
Originally uploaded by Giulio Bassi

Zawsze idę w stronę zieleni. Jest to o tyle proste, że mam zielone okulary, więc zwykle kieruję się przed siebie samą. Zimą drzewa są majowe, trawniki- kwietniowe, a woda jak w akwarium. Mężczyźni to faunowie, kobiety- elfy, motyle, wróżki. Kiedy patrzę w niebo to wtedy widzę Twoje oczy, bo Twoje oczy w tych okularach są właśnie jasnozielone. Kiedy deszcz spływa po oknie- widzę Twój brzuch po kąpieli, gładki, zielony, połyskujący. Suche trawy na polach- zielone fale włosów, tak samo miękkie w dotyku, zanurzam w nie dłonie, Ty śpisz, piersi jak zielone jabłuszka, cała nimi pachniesz. Szyja,usta, palce- calutka. Odkręcam kran, wchodzę do gorącej wody, wszystko w zielonej mgle, kafelki bardziej spocone niż ja, lecz mniej słone- wiem, musiałam skosztować koniuszkiem języka, zanurzam się, i biorę w dłoń zieloną żyletkę.
Zakładam różowe okulary i po chwili kubek gorącej mięty zmienia się w grzane wino, absynt mej krwi tryska czerwonym winem na spocone kafelki, i już jest słony, już słony (musiałaś spróbować koniuszkiem języka). Za chwilę spuściłaś mnie do odpływu, starłaś ściereczką ze ściany, podłogę przemyłaś mopem. Czasem szukasz mnie kiedy pada deszcz, ale to ja Ciebie znajduję i znów zanurzam się w Twoje włosy, cała zupełnie niebieska, jak niebo, jak Twoje oczy. Wciąż pachniesz bzem.

poniedziałek, 1 września 2008

Walec Melancholijny


wrrr
Originally uploaded by Zaykoski

Siedzę... Patrzę... Wzdycham...
Bo ja jestem Walec Melancholique
Słońca zachodem oddycham
Bo ja jestem Walec Melancholique
Kocham świat i ptaków śpiew
Bo ja jestem Walec Melancholique
Obcy mi jest święty gniew
Bo ja jestem Walec Melancholique

Walec- imię moje brzmi
Niech po nocach ci się śni
Melancholique- moje nazwisko
Kocham to nazwisko ponad wszystko
Bo ja jestem Walec
Walec Melancholique

Idę spacerkiem przez las
Bo ja jestem Walec Melancholique
Nie straszny mi jest żaden głaz
Bo ja jestem Walec Melancholique
Rozpierdalam wszystko po drodze,
W syfie po uszy brodzę
Bo jestem przecież kurwa walec
i to nie walec zwykły, a Melancholique

Rozwalę pralasy, prarzeki i góry
Rozwalę słońce, wiatry i chmury
Nie oszczędzę ni jednej ptaszyny
Nie oszczędzę żadnej jarzyny
Bo ja jestem kurwa walec,
i to nie walec zwykły,
a Melancholique

Nie myślcie że litość we mnie zawita
jak czasem mak nagle w polu rozkwita
Nie myślcie że serca trochę się znajdzie
Serca w maszynie próżno szukajcie
Bo ja jestem walec, i to nie jakiś kurwa chujowy
A Melancholique.