niedziela, 27 kwietnia 2008

Śmierci nocy dziś nie będzie


You Know You Twist So Fine
Originally uploaded by Gwynedd

Dziś zdążam ku nieuchronnemu. Czuć to już od rana w powietrzu, w tych oparach perfum, mgle pudrów, paletach cieni do oczu i odcieni nastrojów, błyskach błyszczyków i rysach kredek na dłoniach, oczach, tafli powietrza. W bąbelkach pianki wanniennej, falach włosów, ultrafalach myśli.

Wkrótce zdążę do kamienicy pod skałą. Tam już czekać na mnie będą litry i kilogramy, sztuki i uśmiechy, szturchańce i zamglone oczy mgłami alkoholowymi i zasłonami dymnymi.

Potem wziesiemy toast za mężczyzn, kobiety, miłość, a może nawet i seks, i będziemy tańczyć. Zatańczymy do rocka, popu, folku, potem może flamenco i rumby, a twista na pewno. Będziemy kręcić się w kółko, nasladować ruchy zwierząt, patrzeć w sufit i pod nogi- jak wszystko wiruje! Krążyć będą słowa i domówienia, potem półsłówka i niedomówienia, potem szepty i muśnięcia, potem ciche wzrokowe niewysłowienia, aż do wybuchu wielkiej międzyludzkiej ciszy. Nikt jej nie zauważy, każdy zajęty rozmową o ptakach, motylach, chmurach, przyjemnościach, uczuciach, wrażeniach. Nieuchwytne cząsteczki chaosu wkradną się niepostrzeżenie między kolejną wódką a kolejnym piwem.

Potem może wyjdziemy na ulicę, będziemy turlikać się w dół miasta, zjeżdżać ze wzgórza na starych sankach wyciągniętych ze strychu, wdrapywać na drzewa, krzyczeć, kogo kochamy a kogo nienawidzimy, będziemy sądzić, że jesteśmy niewidzialni i niesłyszalni, będziemy płakać nad rozlanym mlekiem i śmiać się z głupiego sera, będziemy jeść sernik i chować mleko na rano, a także wodę mineralną, sok pomidorowy, piwo kacowe. Będziemy robić sobie masaże, polewać się szampanem, wdrapywać na dachy miasta i patrzeć stamtąd w dół na gwiazdy. Może ktoś zobaczy jakiś kosmos w czyiś oczach, może ktoś zapłonie pożądaniem jak fajerwerek, odleci i zniknie na zawsze, wsiąknie jak piwo w wykładzinę.

Potem może wyfruniemy okniami i drzwiamy, w księżycowej poświacie gonić będziemy nietoperze, wlewając za kołnierz wódkę, tę niedopitą, gardła napełniając dzikim śmiechem i czyimiś słowami, które nie trafiają już do uszu, uciekać będziemy przed czarownicami i przed światłem dnia, marząc o tym, że kiedyś sobie to wszystko przypomnimy.

Potem może będziemy wpełzać pod ziemię, kanałami szukać żółwi ninja, przypatrywać się życiu mrówek i dżdżownic, przepoczwarzać w motyle, zapładniać kwiaty, których przecież nie ma jeszcze tak wielu, wylewać nasienie na łąki i ślinę do mysich norek. Będziemy się zbliżać jeden do drugiego, klepać po plecach, obejmować w tańcu, będziemy oparciem pod głowę, podparciem pod brodę, kukksańcem w czyjąś dumę, napędem samozachwytu.

Potem napewno przytulimy wszystkie możliwe misie i zaśpiwewamy im razem kołysankę, wznosząc się duszami w niedosięgłe przestworza, gęste korony drzew, zagubieni wśród chłodnych kropli deszczu.

Potem na pewno będziemy po drugiej stronie, wyjdziemy zza lustra by popatrzeć na siebie z boku i powiedzieć: chybaśmy pijani... Wnikniemy w cudze dusze, oddamy im swoje, zapomnimy słów, stracimy głowy, zamiast nich zakładając na szyję szale i korale.

Będziemy wić się, wydalać emocje wszystkimi porami, przelewać się przez swoje dłonie.

Nigdy się nie obudzimy. Bo z obudzeniem przydzie śmierć nocy.
A że nocy nikt nie zauważy, to tak- jakby nie istniała.
Przecież nie można zabić tego, co nie istnieje.
A więc śmierci nocy dziś nie będzie.

Brak komentarzy: