sobota, 26 kwietnia 2008

Moja prywatna historia papierosów


offbeat
Originally uploaded by ladyinpink

Moja prywatna historia papierosów zaczyna się tak dawno, że nie pamiętam kiedy dokładnie.

Pierwsze były deklaracje: jak będę duża, pić na pewno będę. Jakiś lekkich narkotyków też pewnie spróbuję, bo to musi być strasznie ciekawe. Ale palić nigdy nie zacznę! Bo po co?

W tym samym czasie wyjmowałam mamie papierosy z paczki i pisałam na nich czerwonym długopisem: "Nie pal!"

Potem był pierwszy papieros z powodu kłótni z rodzicami (poczęstowała mnie przyjaciółka, z którą także po raz pierwszy piłam alkohol i paliłam trawę, przyjaźnimy się do dziś. Takie doświadczenia łączą ludzi na całe życie), potem co wieczór papieros ukradziony mamie, wypalany na spacerze z psem.
Potem ucieczki za kiosk na przerwach w podstawówce i kupowanie "Fajrantów" na sztuki.

W liceum zaprzyjaźniłam się z sąsiadką dzięki wspólnym papierosowym przechadzkom. Dziś ma już dziecko i chyba nie pali, a my już się nie widujemy.

Przez papierosy kłóciłam się z pierwszym wakacyjnym chłopakiem, przez papierosy poznałam mojego przyjaciela, który teraz zapadł się pod ziemię, ale wciąż pali na pewno.

To tyle jeśli chodzi o podstawówkę.

Liceum- dużo śmiechu przy uciekaniu z budynku na przerwach, chowanie się w szatniach, w kiblu. Pierwsza klasa- pierwsze spotkanie z drewnianą fajką: paliłam ją zamiast papierosów. Do dziś zastanawia mnie- jak śmiesznie musiałam z nią wyglądać.

Papierosy po raz pierwszy stają się nieodłącznym dodatkiem do piwa. Bez nich piwo to nie piwo. Przechodzi mi lekki zawrót głowy, jaki miałam do tej pory przy paleniu. Zaczyna mi brakować papierosów, gdy ich brak w pobliżu. Mamie już nie piszę, by nie paliła.

Druga klasa- przez papierosy zostaję przeniesiona do innej szkoły. Mama złapała mnie schowaną za krzaczkiem z papierosem w ustach. W moje nowej klasie prawie wszyscy palą i to jedyne, co nas łączy. Kolejne wycieczki na przerwach- tym razem za sklep spożywczy. Teraz papierosy to zwykle L&M lub PallMall. Wtedy jeszcze było mnie na nie stać.

Na wakacje jedziemy z harcerzami na obóz w Bieszczady. Jest całkowity zakaz palenia. Wijemy sobie przytulne gniazdko palacza w krzakach nad jeziorem. Ładnie stąd widać zachody słońca. A że jest gorąco, kupujemy czasem Westy Ice. To takie jedno ze wspomnień o mojej dawnej przyjaciółce- właśnie do dziś gdy widzę te fajki, przypomina mi się M.

Około trzeciej klasy robię sobie pierwszy odwyk tygodniowy, będąc w górach. Nie robi mi to żadnego problemu.

Około trzeciej klasy jadę na Syberię, gdzie nie mogę nosić ze soba papierosów, by Tata ich nie znalazł. Mam tylko paczkę cygaretek ukrytą w podpaskach. Pół cygretki rano, i pół wieczorem- by wystarczyło. Wystarczało.

W jednym z syberyjskich miast spotkałam Camele turkish and american blend. Wtedy w Polsce w ogóle nie było tej marki. Palenie ich sprawiało mi wyjątkową przyjemność. Nigdy więcej nie usłyszałam o turkish and american blend.

Po wyjściu z gór- pierwsze sklepy- i moje ulubione papierosy, za którymi tęsknię do dziś: Bałkanskaya zwyezda. A także zakup fajek bez filtra- Prima Nostalgya, ze Stalinem lub Leninem na czerwonej paczce. Po powrocie- najbardziej pożądany upominek.

Czwarta klasa. To dalej jeszcze L&M i PallMall. Innych nie kupuję. Choć nie. Raz, by ograniczyć palenie, sprawiłam sobie Marsy mentholowe. Poskutkowało. Miałam tę paczkę parę dni. I już więcej ich nie kupiłam.

Studia to brak pieniędzy a więc Red&White. Szybko rosprzestrzenia się plotka, że papierosy te są wyjątkowo niezdrowe dla płuc, zresztą rzeczywiście zaczynam strasznie kaszleć i przerzucam się na Viceroye, które jaram namiętnie do dziś.

Na rosjoznawstwie utrzymowałam kontakt właściwie tylko z palaczami. Każda przerwa to szybki papieros, który łączy ponad podziałami. Zimą wkurzamy się, że już nie ma palarni w budynkach uniwersytetu. Kiedyś były.

Przychodzą wyjazdy na Ukrainę a w związku z tym i poznawanie ukraińskich marek. Moje ulubione- to Prima Lyuks, z "tunelikiem powietrznym", do którego można wsadzić czubek języka jak się pali. Tanie i dobre, sprowadzam przy każdej możliwej okazji. Zawsze ponad dopuszczalną ilość i zawsze bez problemu. Kobieta potrafi:)

Raz jadąc na Ukrainę, znależliśmy 8 kartonów L&M czerwonych ukraińskich w pociągu. Tata chciał wyrzucić- ale Tata niepalący. Szybko mu to wyperswadowałam. Zawieżliśmy drzewo do lasu, ale po powrocie wszystkim się to opłaciło. Niektórzy sprzedali, inni wypalili...

Ale to jeszcze nie koniec historii.

Brak komentarzy: