czwartek, 19 czerwca 2008

Dziś po polsku. Part one


. Shade .
Originally uploaded by 3amfromkyoto

Po imprezie wreszcie. A tak, wracając do samotności... Jechała w busie nocnym para. Ot chłopak zwykły (dres, łysa głowa) i zwykła dziewczyna- farbą czarną maźnięte włosy. Twarzy nie widziałam. Ona miała na imię Kamila i troszkę za krótką spódniczkę, troszkę za krótką. Ramiączek za mało ( za dużo?), ze cztery- całe plecy gołe, w każdym bądź razie. Wszystko- niby, że z dżinsu. On- Mariusz, łysy, jak kolano (po goleniu), jak księżyc (tylko w pełni), jak mój kciuk (zawsze). Zwyczajnie.

Jechali do niej. Bo to tak się dzień zaczął, jak zwykle. Ona miała iść na egzamin, ale nie wyszło- zaspała, potem kawa za długo stygła, jeszcze były zadzwonił, i zaczął jej komplementy prawić- jesteś śliczna, nocami śnię o twoich kruczych włosach, a pamiętasz, jak wspinaliśmy się na ściany kamienic przy Starowiślnej? Ale żeśmy byli pijani... Chciałbym znów móc przez sen przypadkowo wkładać dłoń między twoje uda, nie po coś, tylko tak po prostu...

Słuchała więc, choć może nie powinna, choć gwizdek śpiewał sobie w kuchni, para strzelała w okno i aż skrzyło, ale gdyby on do niej to, co zwykle- żeby wróciła, żeby on do niej, jak zwykle- że tęskni, to by odłożyła słuchawkę... Ale tak pięknie było słuchać o swych kruczych włosach... Więc słuchała. Potem była ciekawa audycja w radio. Cóż, zasłuchała się... Która godzina? O nie! Jak to się stało! To chociaż na uczelnię pojadę zobaczyć co i jak... No i pojechała. A jej współlokatorka- Joanna, została z całym tym zmywaniem na swojej głowie.

Mariusz to się obudził, browara otworzył i wtedy zrozumiał. To jest ten dzień. Dzień armagedonu dla mojej samotności. Dziś spotkam tę jedyną, dla któtej może czasem wiersz Mickiewicza zarecytuję jako własny, jej kupię róże, albo coś co będzie lubić (pikle? sernik? wino brzoskwiniowe?)- wypłata z ochrony pozwala. Żeby tak rodzinę... Synka... Uczyć go futbolu...

Spotkali się w Carpe. Ona grała w lotki z jakimiś dwoma Anglikami, którzy, nie wiedzieć czemu, wciąż stawiali jej drinki. Pomagali jej rzucać i w ogóle byli jej pomocni nawet w tym, w czym może nie powinni.

Wtedy zjawił się Mariusz. Właściwie przyszedł tam tylko po to, by znależć Kobietę Swojego Życia. Zobaczył ją pijaną, rozczochraną i rozmazaną (on tego nie zauważał- bo facet, ona- bo lusterka nie miała pod ręką). Wygądała nieporadnie i Mariusz postanowił wyratować ją z rąk Najeźdźców. Dokonał tego, oni trochę pouczyli się latać, ona troszke przetrzeźwiała, obciągnęła swoja spódniczkę (po co ją wkładałam! Profesor i tak mnie nie wpuścił...), i uśmiechnęła się ładnie, bo Anglicy już jej nie przelecą, do domu daleko, na taksę już nie ma kasy, zresztą na kolejnego drina też, i chujowo samej tak wracać, a ten Mariusz nie brzydki i chyba nie biedny też...

Wsiedli w nocny, bo na taksówkę trzeba by czekać, jak się okazało, pół godziny. Wtedy ich zobaczyłam.

Pojechali do niej. Ona wiedziała, co i jak, kiedy i gdzie. Nawet nie dla pieniędzy, nie dla drinów, po prostu- popieprzyć się chciała. Ile to już czasu minęło... Faceta nie znajdowała, samotność zżerała serce i czas... Seksik szybki, jednorazowy, raz na parę miesięcy nie zaszkodzi.

Zrzuciła ciuszki, kiedy on siedział i przeglądał jej skromną biblioteczkę. "Zen", "Modlitwa do wschodzącego słońca", "Jak przywitać nowy dzień". Piękne rzeczy czytasz, czy to o naszym Bogu katolickim?

- Nie, odrzekła Kamila, lekko zbita z tropu, już bez staniką, majteczki zwisały gdzieś smutno w okolicy kolan. On na to nie patrzył, tylko w oczy (na chuj patrzy w oczy? no chyba się, kurwa, nie zakochał?) i pyta: mogę pożyczyć?

Wieczór skończył się na kilku winach (tak, oczywiście, że on stawiał), potem ona spróbowała się jeszcze raz rozebrać, ale on tylko wciągnął ją do łóżka, ją (pieprzyć mi się chce, niech mnie ktoś wyrucha, niech świat się skończy a później to tylko już nic, jak tylko płakać), a potem przytulił delikatnie, na łyżeczkę, wziął w garść kosmyk jej bujnych włosów, powąchał i powiedział, że pachną brzoskwiniami, a potem przytulił mocniej i zasnął, a ona myślała- no nie, nie spodobałam mu się, nie podniecam go, jestem do niczego, co za kretyn, co za chuj, tak mnie poniżyć, nic, tylko siąść i płakać.

Brak komentarzy: