niedziela, 1 czerwca 2008

Zwierzenia postalkoholika


Lee drinkin'
Originally uploaded by Jennifwr

Dlaczego brak alkoholu powoduje u mnie odurzenie?

Ja nie jestem po prostu uzależnony od picia. Ja musze pić, by wreszcie wytrzeźwieć, by widzeć wszystkie kolory, czuć wszystkie zapachy, by mieć siłę zaciągnąć się mocno papierosem, by smak kawy rozlał się na języku i dotarł do wszystkich smakowych kubków, by nogi poniosły do pracy, do ludzi, by być w stanie rozmawiać, widzieć słońce, biec wzdłóż rzeki, by widzieć w dobrym świetle dziewczęta, by móc czuć jakieś ciepłe uczucia wobec matki (synku, gdzie byłeś, czemu znowu masz brudną koszulę, jak możesz tak żyć bez żony, załóż ciepłą czapkę, kupiłam ci nowe kalesony, no zjedz troszkę wątróbki- specjalnie zrobiłam dla ciebie, zjedz), by mieć odwagę iść do ojca do szpitala, by umieć funkcjonować, muszę pić.

Odcienie mojej trzeźwości bardzo zależą od alkoholu, jaki wypiję przed śniadaniem.

Wypijam kilka piw- i mój dzień płynie jak szeroki Dunaj, ma konsystencję gęstej śmietany, słońce nie razi tak bardzo wtedy - schowane za zadymionym szkłem jakiejś takiej szybki, co mam w głowie, wiecie, wewnętrzne okulary przeciwsłoneczne. W moich udach zamieszkują małe, miękkkie, włochate stworzonka, które pęcznieją, nadymają moje nogi, ważą tyle, że kroków nie mogę robić już tak szybkich i zwinnych, ale to nie jest nieprzyjemne uczucie, nie. Lubię te stworzonka i lubię je nosić ze sobą. Nie czuję się wtedy sam. W takie dni często szybko kładę się spać, zmęczony dodatkowym bagażem, ale za to wysypiam się i dzień następny- wypoczęty.

Wypijam grzane wino- i moje serce obejmuje niewidzialna rusałka, robi mi się ciepło od środka (w oragnizmie) i jeszcze bardziej od środka (w duszy). Kolory nabierają innych tonów- blado-niebieski robi się mocno-niebieski, żóltawy robi się pomarańczowy, biały zamienia się w śnieżnobiały, a czarny jest nieprzenikliwy jak moja źrenica. Ludzie są dla mnie milsi, kobiety mnie kochają, dłonie Boga (czy Szatana?) rozciągają moje usta w uśmiechu. Anioły (czy diabły?) podszeptują mi jakieś dowcipy, nie wiem jakie, bo są ulotne jak płatki jabłoni, ale śmieszne, wiem to na pewno, bo śmieję się i jest mi lżej na sercu. Świat wtedy robi się malutki, tak malutki, że mogę go całego przytulić i pocałować w spękane usta.

Wypijam Porto Fino- i słodkości nie ma końca. Świat się cieszy razem ze mną i rozmnaża, pięknych kobiet jest dwa razy więcej, papierosów jest dwa razy więcej, nawet mnie jest dwa razy więcej w lustrzanym odbiciu. Moja trzeźwość ma wtedy kolor miodu, smak miodu, a konstytencję spirytusu- przelewa się przez dłonie tak szybko, że połowa czasu gdzieś mi znika, przepada w bezkresach... czego? nie wiem, wszechbytu, kosmosu, własnego nieograniczonego JA.

Kiedy dzień zacznę od wódki, wszystko nabiera tempa. Nie mogę dogonić mojego czasu, nie mogę dogonić siebie samego, biegnę aż tchu mi brak, lecę do przodu jak ptak, i truchtem, i pędem, na nogach, na rękach, do przodu, do przodu, do przodu tak gnam. Dzień jest tak daleko, przepiękny, Eureko!, wysoki, przejrzysty, jak szklany, tak czysty, niewinny, odległy i zimny jak stal. I myśli zatracam, za siebie nie wracam, myślami do przodu, przed siebie, do dna.

Czerwone wino- to spokój. Odpoczynek. Sen na jawie- jestem odprężony, jakby mój mózg robił masaż moim ramionom. Praca idzie spokojnie, kobiety uśmiechają się do mnie, dzieci na ulicach też, a za każdym rogiem czyhają przyjemne myśli i atakują mnie, bezbronnego, ze śmiechem i z niewidzialnymi kwiatami.

Każdy mój dzień ma nowy wymiar trzeźwości. Mogę sobie przebierać w opcjach, alkoholu jest bez liku, a każdy oferuje inny wymiar rzeczywistości.

Tylko być pijany nie lubię, bo gdy rano zabraknie porcji wódki czy wina, to robię się nieporadny, w głowie wszystko się kręci, członki osłabione, myśli ociężałe, ciało- zupełnie do niczego. Dlatego nie mogę zbyt wiele czasu nie pić, bo pijaństwo nie picia zabiłoby mnie, pozbawiło skrzydeł, wyrzuciło na śmietnik świata.

Więc dziś zacznę o spirytusu. I dokąd, i dokąd, i dokąd tak gnam... Do swojej duszy dna.

Brak komentarzy: