wtorek, 2 września 2008

W stronę zieleni


Ombre verdi
Originally uploaded by Giulio Bassi

Zawsze idę w stronę zieleni. Jest to o tyle proste, że mam zielone okulary, więc zwykle kieruję się przed siebie samą. Zimą drzewa są majowe, trawniki- kwietniowe, a woda jak w akwarium. Mężczyźni to faunowie, kobiety- elfy, motyle, wróżki. Kiedy patrzę w niebo to wtedy widzę Twoje oczy, bo Twoje oczy w tych okularach są właśnie jasnozielone. Kiedy deszcz spływa po oknie- widzę Twój brzuch po kąpieli, gładki, zielony, połyskujący. Suche trawy na polach- zielone fale włosów, tak samo miękkie w dotyku, zanurzam w nie dłonie, Ty śpisz, piersi jak zielone jabłuszka, cała nimi pachniesz. Szyja,usta, palce- calutka. Odkręcam kran, wchodzę do gorącej wody, wszystko w zielonej mgle, kafelki bardziej spocone niż ja, lecz mniej słone- wiem, musiałam skosztować koniuszkiem języka, zanurzam się, i biorę w dłoń zieloną żyletkę.
Zakładam różowe okulary i po chwili kubek gorącej mięty zmienia się w grzane wino, absynt mej krwi tryska czerwonym winem na spocone kafelki, i już jest słony, już słony (musiałaś spróbować koniuszkiem języka). Za chwilę spuściłaś mnie do odpływu, starłaś ściereczką ze ściany, podłogę przemyłaś mopem. Czasem szukasz mnie kiedy pada deszcz, ale to ja Ciebie znajduję i znów zanurzam się w Twoje włosy, cała zupełnie niebieska, jak niebo, jak Twoje oczy. Wciąż pachniesz bzem.

Brak komentarzy: