czwartek, 15 maja 2008

Jakiż to dzień taki męski


Café, cultureta general, lingotazo y otros vicios
Originally uploaded by Xavi Calvo

Obudziłem się dziś nad ranem- i co? Jak to kurde co! To co zwykle! Poranna erekcja! Chuj by to strzelił, taka rutyna, mam tego dość. Co ja muszę oglądać przed snem, by rano nie powtarzała się historia?? Już próbowałem z horrorami, z dokumentami o głodnych afrykańskich dzieciach, filmy wojenne i kreskówki, nawet z Titanikiem próbowałem- ale wciąż to samo. Zamykam wieczorem oczy, widzę te paskudne zombie, te cholerne wychudzone dzieci, zawszonego patafiana Leo, a rano co? Wzwód jak chuj.

Wywlokłem się więc z łóżka i polazłem wziąć zimny prysznic. Brr! Znów rutyna i znów to, co robię co rano, czego nie lubię ale wyjścia innego nie mam. Mydło mi wypadało co chwilę z rąk i wpadało pod wannę, całe w pajęczynach wyjmowałem, muszę tam kiedyś posprzątać. Potem kibelek i siusiu, po zimnym prysznicu już do zrobienia. Chciałoby się położyć spowrotem spać, ale boję się pobudki to nie pójdę. Wyjmuję więc wczorajszą gazetę (jestem przewidujący- wiedziałem że rano się przyda) i czytam znowu o wojnach i głodujących afrykańskich dzieciach, no poszalały czorty jedne, redaktory pieprzone. Dali by gołą pan... jakieś artykuły o życiu o śmierci, a nie tylko same smuty w kółko. Bo ja lubię myśleć o życiu i śmierci. Na przykład ostatnio pomyślałem sobie, że życie jest jak wielka matka natura- wciąż coś rodzi i coś zabija, tak jak w moim życiu wydarzenia rodzą się i umierają. Albo że jest jak wielki pieczony nad ogniskiem prosiak: każdy by chciał po kawałku, najchętniej dranie rozerwały by zachłanne na kawałki! Ale ja się nie dam bom twardy. A o śmierci pomyślałem sobie, że jest jak kac-kupa: nieuchronna, moi drodzy, nieuchronna jak dziury w skarpetkach na palcach albo ból brzucha po niedojrzałych jabłkach.

Ale do rzeczy. Moje plany na dziś są bardzo proste. Przede wszystkim dopiję poranną kawę bez cukru i powyglądam przez okno. Poczekam aż wstanie słońce i jak już nie będę mógł znieść widoku srających na brudny śnieg psów i kuśtykających za nimi babsztyli, włączę telewizor.
Stwierdziłem, że telewizor to miły wynalazek. Genialnie zastępuje kobitę. Siedzi spokojnie na miejscu, gada do Ciebie, możesz bez krempacji popatrzeć sobie na niego, podotykać, a on nie będzie marudzić, wymagać ani uciekać do mamy. Tylko "dobrze" nie zrobi i browara nie przysiesie. Ale w tym celu mogę sobie kupić psa. Może go wytresuję?

Brak komentarzy: