piątek, 30 maja 2008

Jeden


Capoera!
Originally uploaded by anton.komlev

Między nimi wszystkimi jest jakieś dziwne światło. Jakby na zetknięciu aury jednego i aury drugiego odbywały się jakieś skomplikowane mikrowybuchy, wyładowania elektryczne, powietrzne trąbki. Może ich skóra wypuszcza wchłonięte wcześniej czasteczki słońca, paruje jego promieniami, poci się światłem? Gdy zetkną się dwie aury.

One pachną wanilią i czekoladą, oni- pieprzem cytrynowym, imbirem.
One mają smak liczi, oni- włoskiego orzecha.
One mają skórę koloru miąższu melona, oni- oczy koloru miąszu kiwi, one- włosy jak porter, oni- usta jak poziomki, one- paznokcie jak migdałowe płatki, uszy jak muszelki, piersi jak tort z wisienką.
Oni wypełnieni bitą smietaną po brzegi, przelewają się, gdy rozkoszy już ukryć nie potrafią, gdy już nie mogą, gdy pękają w szwach, przeciekają.

Ja nie mam smaku orzecha ani wanilii, nie mam koloru wiórków kokosowych ani czekoladowych, jestem niedokończoną potrawą kucharza- amatora.

Widzę ich wszystkich na ulicach, śmieją się, ich aury eksplodują, pory pękają, usta łączą się (liczi! orzechy! brzoskwinie! miód! ananas!), dłonie pocierają, smyrają, uciekają, zbliżają, gonią wśród cząsteczek powietrza, pędów trawy, fal pościeli. Płyną ulicami i łożkami. Serfują wysoko nad moją głową (bez spadochronów!), nieosiągalni.

A ja tylko czasem widzę ją jak przychodzi i uśmiechnie się, i zaprasza, czasem obejmie na pożegnanie, czasem muśnie mnie jej policzek, czuję wanilię i paraliżuje mnie strach. Ale tylko na trzeźwo się do mnie zbliża, gdy coś wypije- daleka staje się, odwraca wzrok, rumienią jej się oczy i koniuszki włosów, tylko ja to widzę i czuję że ona wie, że widzę. Ucieka ode mnie całą swoją niematerialnością, ciałem pozostając w miejscu. Tańczy z innymi, rozmawia z innymi, choć wybuchów aury nie widzę, nie ma światła, wokół niej ciemno jak nocą. Do nich się nie zbliża i od nich nie ucieka. Tylko ja mam ten godny pożałowania zaszczyt. No i nie gonię jej. Nie gonię.

Po co, skoro ucieka?

Brak komentarzy: